poniedziałek, 7 listopada 2011

Potańcówka

W sobotni wieczór postanowiłyśmy z Paprykową udać się na tańce. Uwielbiam tańczyć, więc pomysł wydał mi się zacny. Odszukałyśmy lokal spełniający nasze wygórowane oczekiwania, i w drogę.
W lokalu panował gorąc i ścisk. Ale muzyka wynagradzała wszystko. Od progu więc na parkiet.
A tam, łapiesz już rytm, gibiesz się wesoło, a tu jegomość z lewej zaczyna do ciebie mówić. A raczej bełkotać, gdyż stan jego jest wyraźnie wskazujący. Ten z prawej z Tobą tańczy, nawet bez twojej współpracy. Ten z tyłu uzurpuje sobie prawo do naruszenia twojej przestrzeni osobistej. I gibanie szlag trafia! Zatrzymuję się więc, i patrzę na te powykrzywiane grymasem uśmiechu twarze. I te spojrzenia, od których w teorii, majtki powinny mi same opadać. Otóż, Drodzy Panowie, nigdy mi same nie opadły!!! No chyba, że gumka się zerweła, ale wasza zasługa w tym żadna.
Patrzę, a jad sączy się przez zęby i cieknie po brodzie. Myślę 'Gorzej niż z komarami na Mazurach. Następnym razem trzeba koniecznie zabrać Off'.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz