Długo tu nie zaglądałam. Wiem. Ale tak to już jest na froncie, że człowiek traci poczucie rzeczywistości.
A zatem pospiesznie donoszę, że walka trwa. Już 7 miesiąc. Tak, walka.
Każdego dnia walczę z moim zbuntowanym organizmem, żeby przetrwać. I wykrzesać z tego trochę radości.
Na domiar wszystkiego, lekarz zauważył u młodego pokolenia coś wystającego między nóżkami. Zdmuchując tym samym moje marzenia wszelakie przez wiele lat misternie budowane. Ale cóż. Już wzięłam na klatę, bo jak inaczej.
Nie ma rady, trzeba kochać jak swoje!
To będzie chłopak jak marzenie! :)
OdpowiedzUsuńTrzym się!
Marzenie... taty ;)
UsuńSzkoda, ze nie dwoje na raz... jak u mnie ;) Wszystkiego dobrego i donoś nam z frontu jak najczęściej :)
OdpowiedzUsuńPodwójnego szoku mogłabym nie przeżyć:)
UsuńDziękuję i postaram się donosić ;)
"trzeba kochać jak swoje" - inaczej i tak się nie da, choćby nie wiem jak się chciało... ;) Gratuluję :)
OdpowiedzUsuńJak mus, to mus ;) Dzięki!
Usuń